Japonia z dziećmi
Byliśmy w Hongkongu, w Singapurze, w Tajlandii i w sumie z takich typowo azjatyckich destynacji pozostała w zasadzie Japonia. No dobrze, tak naprawdę zostało jeszcze trochę innych miejsc jak Wietnam, Korea, Chiny, Kambodża, Malezja, Filipiny, Indie itd. Tym razem jednak wybór padł na Japonię. Dlaczego?
Po pierwsze bezpośredni lot Warszawa - Tokio - Warszawa. To jednak przy naszej konfiguracji 2+3, z czego jedno z tych 3 to (niecałe) 3 - też nie lubię matematyki ;) - wygoda nie do przecenienia.
Po drugie to kraj cywylizowany, bezpieczny ze świetnie rozwiniętą komunikacją (tą transportową, bo o werbalnej będzie jeszcze za chwilę), więc bezpiecznie i komfortowo można zwiedzać z dziećmi i po zmroku.
Po trzecie Japonia jest jednak inna. Inna niż wszystko inne. I tej inności chcieliśmy doświadczyć. Wiadomo, podróże kształcą chociaż angielskie sformułowanie "travel broadens the mind" lepiej oddaje co mam tutaj na myśli, szczególnie w odniesieniu do dzieci.
Po czwarte - zdjęcia. Podczas wyjazdów praktycznie zawsze mam pod ręką aparat, kamerę, smartfona czasem drona. I myśląc o Japonii liczyłem na ciekawe ujęcia krajobrazów (głównie miejskich), ludzi, bydunków i ... nas na tle tego wszystkiego. Zdecydowanie jestem - niestety - typem fotografa podróżniczego cechująego się wręcz chorobliwą nadprodukcją zdjeć. Na szczęście po powrocie stosuję drakońską selekcję i z reguły nawet 70 % materialu trafia do kosza.
I po piąte - inspiracje. Oglądałem - na długo przed pojawieniem się pierwszego, mglistego pomysłu podróży do Japonii - kanał Krzysztofa Gonciarza o Japonii, w większości o Tokio. Do tego mieszkamy nieopodal i niemal codziennie mijam Muzeum Sztuki i Techniki Japońskiej Manggha i przypuszczalnie przez lata ta fraza "Muzeum Sztuki i Techniki Japońskiej, Muzeum Sztuki i Techniki Japońskiej, Techniki Japońskiej, Japońskiej, Manggha, manga" wryła się w moją podświadomość do tego stopnia, że zastanawiając się nad kolejnym kierunkiem od razu pomyślałem "Japonia" ;)
Przed każdą podróżą w nowe miejsca szukam też literatury, która to miejsce opisuje, ale nie mam tu na myśli tradycyjnych przewodników, których już od wielu, wielu lat nie kupuję i nie czytam bo to z powodzeniem zastąpił Internet (niektórzy się teraz zastanowią - jak to "zastąpił Internet"? Przecież Internet był zawsze! ;)
I tutaj moim dużym zaskoczeniem było ponowne odkrycie pisarki, którą dotąd kojarzyłem z mroczną prozą "Ciemno, prawie noc". Tymczasem okazało się, że Joanna Bator pisze też o Japonii, ciepło i ciekawie i to z pozycji osoby, która przez lata mieszkała i pracowała w Tokio i wiele razy powracała do kraju kwitnącej wiśni (i śliwy). Czytałem "Japoński Wachlarz. Powroty" przed wyjazdem, w trakcie a kończyłem po powrocie i gorąco polecam każdemu kto chce zrozumieć trochę lepiej ten kraj i jego mieszkańców, przyjżeć się kulturze, tradycjom i społeczeństwu z głębszej perspektywy, zajrzeć co znajduje się pod pod powierzchnią i za fasadą nowoczesności. Nie ulega wątpliwości iż lektura Japońskiego Wachlarza pozwoliła mi dostrzec Japonię jakiej - nie czytając tej książki - w ogóle bym nie zauważył. No dobrze, ale po tym przydługawym wstępie ...
...CZAS zacząć Podróż
Wylądowaliśmy na lotnisku Narita. Zgodnie z wieloma poradami, które można znaleźć w Internecie, zaopatrzyliśmy się w JR Pass, który umożliwia zarówno przemieszczanie się metrem (ale z pewnymi wyłączeniami) po Tokio a także podróże na dalekie dystanse superszybkimi pociągami shinkansen.
Na 7 dni JR Pass dla naszej rodziny kosztował 3172 zł (za 2 osoby dorosłe i 2 dzieci). Czy warto? Nie liczyłem tego bardzo skrupulatnie ale wydaje mi się, że kupując pojedyncze bilety być może wyszłoby podobnie a może ciut taniej. Nie wykorzystaliśmy też całego potencjału JR Pass bo nasz pobyt w Japonii trwał tylko 5 dni i odbyliśmy tylko jedną wycieczkę shinkansenem poza Tokio. Ale jeśli weźmiemy pod uwagę wygodę i oszczędność czasu, na pewno były to dobrze wydane pieniądze.
Mała uwaga na marginesie - warto zakupić JR Pass z wyprzedzeniem. Ja, jak zwykle zwlekałem do ostatniej chwili (do dnia przed wyjazdem) i musieliśmy się posiłkować uprzejmością rodziny w Warszawie, żeby odebrać bilety.
Wyjazd ze stacji Narita w stronę centrum Tokio poszedł zagubieni ma stacji Tokio Central kiedy chcieliśmy od hotelu
Długa droga do hotelu, o hotelu i czy polecamy, palmy, ocean nie do końca Japonia
o basenie ;) o tym że transfer za darmo zapewnia do Disneylandu i że tam stacja metra/kolejki
Jedzenie
dzieciom smakował ramen, sushi (przyzwyczajone z domu)
widok z biurowca, która wieża (przygotowania do Tokio 2020 juz wtedy
yoyogi park
toalety
ta dzielnica kiczu
ten park na U
i spacer w kierunku template (dużo przebranych) a potem wieży
złota kupa - browar
Yodobashi Akiba - wariactwo
nie doświadczyliśmy dopychania - moze nie te stacje i poza szczytem
Cesarz Akihito abdykował
Niestety do samych ogrodów cesarskich nie udało nam się wejść - trzeba było zakupić bilet, odstać w kolejce a nasz plan zwiedzania (no dobra, taki ogólny zarys co chcielibyśmy zobaczyć) był na tyle napięty, że i tak ledwo, ledwo...
Ale stojąc tam, u wrót pałacu przeczuwałem że coś się święci, jakieś fluidy dziwne można było wyczuć, jakieś ledwo słyszalne szepty zwiastowały że coś się wydarzy lada chwila.
No i proszę - tuż po powrocie do Polski okazało się, że "stary" Cesarz Akihito abdykował na rzecz swojego syna Naruhito.
Ale to na prawdę nie była nasza wina...
Odwiedzamy tylko te miasta, które w nazwie mają zaledwie dwie sylaby...
Podczas krótkiego pobytu w Japonii postanowiliśmy odwiedzić te miasta, których nazwa ma tylko dwie sylaby - zawsze to jakoś pomaga zawęzić wybór. Aby jeszcze bardziej ułatwić sobie zadanie zdecydowaliśmy, że muszą to być dwie identyczne sylaby: "TO" i "KIO" ...
... i w związku z tym pojechaliśmy do Kioto.
500 kilometów w 3 i pół godziny
drugi co do szybkości pociąg
Tą trasę najszybciej chyba można
My "zrobiliśmy" (wiem, brzmi okropnie) Kyoto w jeden dzień. Rano, (wakacyjne rano, czyli okolo 10:00) wyruszyliśmy i około 10tej ale tej drugiej wróciliśmy do Tokyo
khjkhjhkjhhl'
hkkjgkjgj'gjkggjgj
Owszem, na ulicach Kyoto - a konkretnie w dzielnicy Gion - można spotkać panie gejszo podobne. W większości są to normalne (w opozycji do unikatowości gejsz) Japonki, które od święta przebierają się w tradycyjne stroje i spacerują po ulicach Gion.
Podsumowanie
krótko ale intensywnie
na pewno chcemy wrócić
szwendać się po uliczkach Tokio
trochę więcej przyrody
I już całkiem na koniec jeszcze kilka migawer z Japonii.